szał zakupowy

Kup pan bombkę czyli święta atakują

Ledwo miną szał zakupowy na pierwszego listopada a już sklepy i internet pełne są świątecznych dekoracji. Jednych to śmieszy innych denerwuje ale tak czy inaczej musimy na to patrzeć. A wiecie dlaczego tak się dzieje i czy można z tym coś zrobić?

Dawno, dawno temu…

No może nie aż tak dawno, ale na pewno kilkadziesiąt lat temu okres przedświąteczny, a wraz z nim handlowe szaleństwo zaczynało się dopiero z nadejściem adwentu. Miało to swój niewątpliwy urok który niemal wszyscy kochali. W Polsce oznaczało to namiastkę bogactwa, lepiej zaopatrzone sklepy i w końcu dostępne, kultowe już dziś pomarańcze. Każdy kto pamięta lata 80-te zgodzi się ze stwierdzeniem że tamte pomarańcze smakowały wyjątkowo wybornie. Ówcześnie adwent był czasem oczekiwania, bardziej czerpał z religii niż z designu. Było skromniej i pokorniej. Większość przygotowań nie skupiała się na byciu tu i teraz ale na samych świętach. Priorytetem była modlitwa, rozważania cudu narodzin, porządki a przede wszystkim cierpliwym czekaniu. Nawet kalendarze adwentowe miały za zadanie nie tylko odliczanie ale i wydzielanie „przyjemności” jakimi były słodycze.

Wolny rynek wrogiem tradycji

Kto dokładnie jest winien komercjalizacji świąt (nie tylko Bożego Narodzenia) w stu procentach nie da się określić. Kogokolwiek by się nie wskazało, będzie to wybranie „chłopca do bicia”. Prawda taka że w jakimś stopniu zawinili wszyscy. Zarówno wielkie sieci handlowe, artyści i rękodzielnicy, przedsiębiorcy na rynku sezonowym i my, konsumenci. I niestety my najbardziej. Pierwsza zasada współczesnego handlu jest „brak klienta = brak towaru”, w przeciwnym wypadku gdy tylko znajdą się chętni na daną rzecz to prędzej czy później ktoś ją dostarczy.

Zapewne teraz część osób oburzy się że „oni nie kupują tak wcześnie”, no i niech im będzie. Tylko jaki oni stanowią odsetek? Niemal każdy z nas daje się ponieść urokowi bałwanków, gwiazdorów, bombeczek i pozostałej reszcie dekoracji lub słodyczy. Ot, kupili bo była okazja… wnusia lubi… siostra ma urodziny… po następnej wypłacie będą ważniejsze wydatki… Tak, lista wymówek jest długa i nawet można przyjąć że sensowna.

A co ma szał zakupowy do reklamy?

Wszystko! Pomimo tego że przeciętny Polak nie lubi reklam i większość z nich powstaje z widzimisię przedsiębiorców, to jednak w jakiś sposób wpływają ona na naszą podświadomość. Mało istotne czy są głupie, śmieszne, straszne. Te najlepiej przemyślane zapadają w pamięć bo takie mają zadanie. Do tego wszystkiego dochodzi kuszenie ceną lub czasową promocją. Szczególnie to ostatnie działa na wyobraźnię i wyłącza szufladkę z pytaniem „czy ja tego potrzebuję”. Pewnie że potrzebuję! Idą święta, chcę mieć ładnie, chcę obdarować bliskich. I co z tego, że w domu okaże się, że to już siódmy komplet światełek, albo mamy dokładnie takie same skarpety lecz ich nie lubimy.

Złościmy się widząc świąteczne witryny sklepowe, ale gdy już wejdziemy i poczujemy klimat, trudno się opanować. Tak właśnie ma działać reklama, gdziekolwiek się nam wyświetli. Nawet niegroźna piosenka puszczona w radiu przynosi rezultaty.

Branże które potrzebują czasu

Inną sprawą jest konieczność rozłożenia w czasie. Dokładnie chodzi o artystów i rękodzielników którzy zwyczajnie nie zdążyli by z realizacjami na kilka tygodni przed Świętami. Oni muszą zrobić stosowne zakupy a potem opracować projekty, sprawdzić rynek a docelowo wykonać zlecone zamówienia. Nie ma innego wyjścia niż publikować swoje prace dużo wcześniej.

Niestety sieci handlowe podpatrzyły ten trend i sztucznie napędzają przedświąteczne szaleństwo. Co gorsze, w sprzedaży często mają pseudo rękodzieło trzeciej kategorii lub wątpliwego pochodzenia. Dodatkowo śledzą oni media i bezczelnie kopiują prace tworząc tanią masówkę. To w połączeniu z reklamą daje pułapkę na którą wiele osób daje się nabrać. Jedynym sposobem jest świadomość potrzeb i racjonalne zakupy, więc wszystko w rękach nas, klientów.

5 komentarzy

  1. Nie uważam,że wolny rynek jest wrogiem tradycji. Wręcz przeciwnie – „tradycja” – jest bardzo kosztowna. Wolny rynek umożliwia jej kontynuowanie – to tylko kwestia zasobności portwela.

  2. Cechą talentu jest niemożność pisania na zamówienie… Poza tym to Zgadzam się z Tobą w 100 i popieram zawarte poglądy w soposb pro-subiektywny 🙂 E. Zegadłowicz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *